Showing posts with label buty. Show all posts
Showing posts with label buty. Show all posts

Wednesday, 15 September 2010

Bezbutowcy


Tacy też występują, i to nawet często, w australijskiej przyrodzie.

Na zdjęciu przykład jednego, a raczej jednej z nich, bo to była dziewczyna. Pobierała właśnie kasę z bankomatu. Z daleka niczym się nie wyróżniała. Dopiero po zbliżeniu się (no hola, hola, proszę nie brać tego wyrażenia dosłownie!) można było poznać, że ma się do czynienia z przedstawicielką tzw. białej hołoty (tzn. ludźmi o białym kolorze skóry, którzy nie pachną za pięknie, spożywają wszystko, co powoduje chwilowy lub permanentny stan zamroczenia oraz ich dochody kształtują się o wiele poniżej średniej australijskiej albo się w ogóle nie kształtują, ale niektórzy mogą posługiwać się bankomatem, jak nasza bohaterka).

Aby nie być posądzonym o rasizm, gwoli ścisłości muszę przyznać, że na ulicach Brisbane i przedmieść dużo częściej spotyka się przedstawicieli kolorowej i zwłaszcza czarnej hołoty, ale to tylko taka mała dygresja.

No więc wroćmy na krótko do naszej bezbutowej bohaterki: właściwie to nie udało mi się ustalić, czy pod spodniami od dresu o 10 numerów za dużymi były buty, czy nie. Musiałem lecieć do pracy, a 45-sekundowe oględziny nie pozwoliły mi tego ustalić.

Ale stawiam dolary przeciwko orzechom macadamia, że butów nie było z prostych względów oszczędnościowych: no bo po co nosić, jeśli ich i tak nie widać.

Sunday, 8 August 2010

Powrót do korzeni



Dawno nie było o butach. No to teraz o najpopularniejszym obuwiu w Australii. Gumowe klapki. W miejscowym narzeczu: thongs (nie mylić z majtkami, co to się wrzynają).


Podstawowe całoroczne obuwie 90% Australijczyków, szczególnie na północ od Sydney. Noszą je wszyscy (mężczyźni, kobiety, dzieci, nastolatki) i to dosłownie wszędzie. Dziewczyny w moim biurze jak miały czas, to je zmieniały na jakieś normalne buty. Ale czasem cały dzień siedziały za biurkiem w klapkach, albo na bosaka – normalka!


Podstawową zaletą klapków jest cena. Waha się od 2-3 dolarów na wyprzedaży w K-mart (to taka większa Biedronka) do około 15-20 dolarów w bardziej ekskluzywnych sklepach, jak David Jones lub Myer (równowartość 2 piw w pubie w City). Wtedy z reguły klapki mają różne napisy, takie jak ‘Aussie Rulez’ albo ‘Billabong’. A w chińskich sklepach napis na klapkach głosi ‘Versace’ albo ‘Dolce&Gabbana’ i obuwie też jest za grosze.


Aha, no i są przewiewne – grzybica się Ozich raczej nie ima (raczej, bo o wyjątkach już pisałem tutaj). Zima, przynajmniej w Brisbane, nie sprawia żadnej różnicy – klapki są całoroczne!!!


Jedyne co mi nie pozwala nosić klapków, to niemiłe uczucie czegoś pomiędzy palcami. Dlatego noszę zwykle takie skórzane klapko-sandały bez paska na piętę i bez przedziałki pomiędzy największym palcem i sąsiednim. No ale to już mercedes wśród klapków – kosztują od około 50 dolców wzwyż. Takie klapki noszą tylko bardzo bogaci Australijczycy lub emigranci z Europy. Choć pewnie i tak wychodzi na jedno, bo na dłuższą metę trwałość klapko-sandałów ze skóry znacznie przewyższa trwałość tych gumowych.

Powiedz mi jakie nosisz klapki, a powiem ci kim jesteś!

Thursday, 24 December 2009

Skubaniec


No to wracamy do korzeni, czyli do australijskich butów.

Tego gościa nazwałem na własny użytek skubańcem, bo siedział na peronie w Yeerongpilly, 6 km od centrum Brisbane i skubał sobie buty, a właściwie tylną część butów. Wyskubał już trochę, jak widać na fotce.

No cóż, pomyślałem, niektórzy dłubią w nosie, inni skubią buty. Tylko efekty dłubania w nosie są mniej postrzegalne dla postronnych. Powtarzam: efekty, a nie sama czynność dłubania.

Poza butami facet wyglądał normalnie, ubrany schludnie, nie jakiś włóczęga. Ja się nie zdziwiłem zbytnio, bo już jestem przyzwyczajony, ale postanowiłem mu pstryknąć zdjęcie - kolejny rarytas do mojej kolekcji.

Nie skubcie butów, o ile nie jesteście w Australii!

Monday, 9 November 2009

Trampkarze


Hellou, no to powrót na podwórko australijskie, bo tam tyle ciekawych rzeczy...


Tym pracowników biurowym nie mogę przepuścić. Trampkarze. Są żywym dowodem na to, że prawdziwi Australijczycy mają wszystko w czterech literach. Łącznie z tym, w jakich butach ich widzą na ulicy.

W Polsce to jest nie do pomyślenia, aby ktoś poważny szedł do biura w butach, które nie pasują do reszty stroju. Nieważne, czy zima, mróz, czy deszcz. But musi pasować do reszty i koniec. Ba, jeśli teczka albo torebka nie pasuje do marynarki, to w Polsce - obciach. Człowiek po prostu musi jakoś wyglądać.

Nie w Australii. Tam dewizą jest wygoda. Za wszelką cenę. Nie przejmują się takimi drobiazgami jak trampki do garsonki w drodze do biura (patrz zdjecia). To nagminny widok w City. Przy biurku pewnie zmieniają na bardziej pasujące. Choć głowy nie dam.

Trampki do garnituru: OK! Plecak sportowy jako coś do noszenia dokumentów: nie ma sprawy!

Konwenanse są dla sztywniaków!

A może tak lepiej???

Keep in touch.

Saturday, 24 October 2009

Buty, których nie można nosić


'Buty, których nie można nosic' to pojęcie nieznane w Australii. Nosi się wszystko: klapki do biura i na plażę, kozaki w lecie do biura i na plażę, ale przede wszystkim - buty, które się jeszcze trzymają kupy. Moja żona zdziwiła się bardzo, kiedy w szkole australijskiej (żona jest między innymi nauczycielką w Australii) podeszła do niej dziewczynka i poprosiła o taśmę klejącą. No to dostała, po czym okleiła sobie rozlatującego się buta, który w Polsce dawno trafiłby na śmietnik, i pobiegła wesoło dalej bawić się na przerwie.

Na potwierdzenie mojej tezy - fotografia resztek buta, na które natknąłem się na stacji kolejowej Brisbane Central. To jest but, którego już nie można nosic, no chyba żeby się go przykleiło klejem superglue do skóry bezpośrednio na pięcie. Co, jak sądzę, niektórym Australijczykom też mogłoby przyjść do głowy.

To be continued...


Saturday, 10 October 2009

Baba Jaga - Tylko dla ludzi o mocnych nerwach!!!


Uprzedzam - to co tu zobaczycie, nie jest przyjemne! Nie oglądać i nie czytać przed lub po lub w czasie posiłku! Osoby wrażliwe: w ogóle nie czytać!

W Brisbane problem grzybicy stóp prawie nie istnieje, no bo przez 11 miesięcy lub przez 11 i pół można chodzić w klapkach. Jeszcze niedawno napisałbym 'problem grzybicy stóp nie istnieje', ale w pociągu zobaczyłem istny horror: kobitkę, która przypominała facjatą i ubiorem bajkową Babę Jagę. A wygląd zagrzybiałych stóp sprawił, że nie mogłem od nich (stóp) oczu oderwać przez całą podróż do domu.

Znacie to uczucie, kiedy coś jest tak szpetne, że nie możecie odwrócić wzroku? Myślałem do tej pory, że widok Sereny i/lub Venus Williams jest najlepszym tego przykładem, ale po spotkaniu z Babą Jagą w pociągu zmieniłem zdanie. Jej stopy były brzydsze niż siostry Williams. Oceńcie sami. Proszę zwócić uwagę na odstęp między paznokciem a dużym palcem prawej nogi - ten odstęp mogę porównać tylko do czeluści pomiędzy podeszwą a butem właściwym pana z odcinka 'Yuppie of Yeronga' (zobacz archiwum). I do dziś, kiedy sobie przypomnę widok stóp Baby Jagi, to mnie otrzepuje z obrzydzenia.

Don't enjoy, but life is (sometimes) brutal!

Sunday, 4 October 2009

Gnojownik


Myślicie pewnie, że praca w City of Brisbane nobilituje. Jak kogo. Kilka dni po japiszonie znowu spotkałem ciekawe indywiduum. Nie mam obsesji na punkcie czystości butów. Chyba, że idę na interview. Ale jeżeli błoto odpada z podeszw, to coś tu nie gra.

Tego delikwenta spotkałem w drodze do pracy. Nie wiem co robił i gdzie chodził, nie wąchałem butów. Ale przypuszczam, że musiał chodzić po oborniku lub kompoście. Butów nawet nie otrzepał. To normalne dla Ozzie. Znajomy mi mówił, że podczas rozmów kwalifikacyjnych, które przeprowadza, Ozzie wyróżniają sie brudnymi albo rozlatującymi się butami. Ludzie z Europy mają czyściutkie buty.

Coś w tym jest. Zachęcam do kliknięcia w zdjęcie. Przyjrzyjcie się też innej przedstawicielce klasy średniej obok - idzie w gumowych klapkach do biura. Cool.

Do usłyszenia.

Saturday, 26 September 2009

Yuppie of Yeronga


No jestem z powrotem - byłem daleko, więc nie pisałem - ale to wynikło z sytuacji, a nie z lenistwa.

Do dzieła: Niektórzy mi nie wierzą, że buty są pietą Achillesa Australijczyków. Po poprzednim poście usłyszałem komentarze typu: 'niemożliwe', 'jaja se robisz', 'to fotomontaż', itp.

Oto dowód nr 3:

W trzy dni po poprzednich bliskich spotkaniach z australijskimi butami jechałem sobie pociągiem z pracy i słuchałem podkastu. Jak to przy podkaście, nie czytałem niczego, żeby się nie rozpraszać. Skoro nie czytałem, to rozglądałem się naokoło.

No i zobaczyłem: naprzeciwko siedział sobie yuppie - fryzura na żelu, koszula ze spinkami, na brodzie modny trzydniowy zarost, no i modne spodnie bez kantki. Spojrzałem starym zwyczajem na buty... i buty zionęły na mnie czeluścią spomiędzy podeszwy a właściwego buta!!! A jak jeszcze yuppie założył nogę na nogę, to nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu. Szkoda, że szybko wrócił do zwykłej postury.

Oczywiście pstryknąłem fotkę, uważając jeszcze bardziej niż przy księżniczce z Brisbane, bo teraz to by mnie dopiero za zboczeńca wzięli! Dlatego jakość tradycyjnie nie najlepsza, ale czeluść dalej zieje.

Posta zatytułowałem 'Yuppie of Yeronga', bo dżentelmen wysiadał na stacji Yeronga, która słynie z domów po milion baksów albo droższych. No cóż, może milion dolców też nie obliguje do noszenia w miarę przyzwoitego obuwia.

CDN.

Wednesday, 2 September 2009

Princess of Brisbane

Jechałem sobie kiedyś z pracy, jak zwykle pociągiem. Usiadłem naprzeciwko pięknej kobiety, ładnie opalonej, chyba nie w solarium, bo zima w Brisbane dawno się już skończyła. Tak na oko miała ona na sobie z pół kilo biżuterii w postaci naszyjników, bransoletek i pierścionków. W uszach słuchawki od najnowszego iPoda za około 400 dolców. Ubrana też niczego sobie, biała bluzka z dekoltem i miniówa, nawet nie wymięta. No i ten seksowny tatuaż na lewej stopie! Postępowy: trzy gwiazdki pięcioramienne! Na stópkach skórzane mokasyny z trendy wzorkiem.

Tylko przy zamianie Kopciuszka w królewnę dobra wróżka zapomniała o butach...

To, co widać z przodu, to szmaty wyłażące spod przetartej skóry.

Jakość zdjęcia kiepska, ale musiałem się czaić, coby nie wyjść na zboczeńca.

Enjoy!

Sunday, 30 August 2009

Pierwsze, historyczne buty

To zdjęcie butów gościa, którego spotkałem w centrum Brisbane w drodze do pracy. Nie wyglądał na margines, taki raczej kasjer z supermarketu (nie obrażam kasjerów!) w firmowym mundurku. Ale butów to mu już firma nie ufundowała! Drugi but wyglądał jeszcze gorzej, ale jest w cieniu. Zdjęcie obrazuje mniej więcej to, jak większość ludzi w Australii podchodzi do kwestii ciuchów i ubierania się. Kliknij na zdjęcie, zobaczysz powiększenie.