Tacy też występują, i to nawet często, w australijskiej przyrodzie.
Na zdjęciu przykład jednego, a raczej jednej z nich, bo to była dziewczyna. Pobierała właśnie kasę z bankomatu. Z daleka niczym się nie wyróżniała. Dopiero po zbliżeniu się (no hola, hola, proszę nie brać tego wyrażenia dosłownie!) można było poznać, że ma się do czynienia z przedstawicielką tzw. białej hołoty (tzn. ludźmi o białym kolorze skóry, którzy nie pachną za pięknie, spożywają wszystko, co powoduje chwilowy lub permanentny stan zamroczenia oraz ich dochody kształtują się o wiele poniżej średniej australijskiej albo się w ogóle nie kształtują, ale niektórzy mogą posługiwać się bankomatem, jak nasza bohaterka).
Aby nie być posądzonym o rasizm, gwoli ścisłości muszę przyznać, że na ulicach Brisbane i przedmieść dużo częściej spotyka się przedstawicieli kolorowej i zwłaszcza czarnej hołoty, ale to tylko taka mała dygresja.
No więc wroćmy na krótko do naszej bezbutowej bohaterki: właściwie to nie udało mi się ustalić, czy pod spodniami od dresu o 10 numerów za dużymi były buty, czy nie. Musiałem lecieć do pracy, a 45-sekundowe oględziny nie pozwoliły mi tego ustalić.
Ale stawiam dolary przeciwko orzechom macadamia, że butów nie było z prostych względów oszczędnościowych: no bo po co nosić, jeśli ich i tak nie widać.
Na zdjęciu przykład jednego, a raczej jednej z nich, bo to była dziewczyna. Pobierała właśnie kasę z bankomatu. Z daleka niczym się nie wyróżniała. Dopiero po zbliżeniu się (no hola, hola, proszę nie brać tego wyrażenia dosłownie!) można było poznać, że ma się do czynienia z przedstawicielką tzw. białej hołoty (tzn. ludźmi o białym kolorze skóry, którzy nie pachną za pięknie, spożywają wszystko, co powoduje chwilowy lub permanentny stan zamroczenia oraz ich dochody kształtują się o wiele poniżej średniej australijskiej albo się w ogóle nie kształtują, ale niektórzy mogą posługiwać się bankomatem, jak nasza bohaterka).
Aby nie być posądzonym o rasizm, gwoli ścisłości muszę przyznać, że na ulicach Brisbane i przedmieść dużo częściej spotyka się przedstawicieli kolorowej i zwłaszcza czarnej hołoty, ale to tylko taka mała dygresja.
No więc wroćmy na krótko do naszej bezbutowej bohaterki: właściwie to nie udało mi się ustalić, czy pod spodniami od dresu o 10 numerów za dużymi były buty, czy nie. Musiałem lecieć do pracy, a 45-sekundowe oględziny nie pozwoliły mi tego ustalić.
Ale stawiam dolary przeciwko orzechom macadamia, że butów nie było z prostych względów oszczędnościowych: no bo po co nosić, jeśli ich i tak nie widać.
No comments:
Post a Comment