Australia bywa często nazywana przez Australijczyków 'lucky country' - szczęśliwy kraj. Coś w tym jest. Widać to choćby w mediach. W Polsce, przykład, ciężko doszukać się jakiejś pozytywnej wiadomości w dziennikach telewizyjnych (celowo używam tej nomenklatury). W Australii - przeciwnie. Przeciętnie w co drugich wiadomościach wieczornych, czasem i codziennie, można znaleźć jakąś historię z bardzo pozytywnym zakończeniem.
Taką jak ta.
Facet jechał sobie swoim 4WD ('four-wheel-drive' - samochodem z napędem na 4 koła) po autostradzie z Melbourne na wschód. Ta autostrada jest zawsze zatłoczona. Wiem, bo dojeżdżałem nią do pracy. A że w Australii prawie wszyscy przestrzegają przepisów drogowych (jak jest sto na godzinę, to jest sto, a nie sto osiemdziesiąt), to jeździ się tam z użyciem 'cruise control'. To się chyba nazywa po polsku 'tempomat' - urządzonko utrzymuje stałą szybkość samochodu bez konieczności naciskania na pedał gazu. No i to urządzenie mu się zacięło. Nie mógł zwolnić, zatrzymać się, zahamować ani wrzucić biegu na 'neutral'. Nawet próbował wyciągnąć kluczyki i nic. Zupełnie jak w filmie 'Speed'. Wyrażenie 'perpetuum mobile' zyskało nowe znaczenie. Gość zadzwonił na nr alarmowy i powiedział, co jest grane. Policja stanęła na wysokości zadania, co też jest duuużo częstsze niż w Polsce, i pilotowała go po awaryjnym pasie autostrady, udzielając wskazówek, jak zatrzymać samochód. W końcu pas alarmowy się skończył i kierowca musiał zacząć jechać pod prąd!!! W tym momencie kobieta (!) na centrali w policji poradziła mu, żeby kopał w hamulce ile sił i zaciągnął rownocześnie ręczny. Poskutkowało. Gość, pewien, że żegna się z życiem, zamknął oczy. Słyszał tylko wizg opon po asfalcie, który trwał wieczność. Jak otworzył oczy, to jego samochód stał maska w maskę z samochodem stojącym na przeciwległym pasie. Wkrótce potem ambulans zabrał go do szpitala, bo był w stanie szoku.
Cała gonitwa trwała pół godziny!
Na zdjęciach szczęśliwy kierowca i autostrada, po której jechał. Nieszczęśliwy samochód to ford explorer. No fakt, już najstarsi górale mawiali, że 'ford gówno wort'.
Nie kupujcie fordów. Śledźcie australijskie media. Wyjdzie na zdrowie.
See you.
Facet jechał sobie swoim 4WD ('four-wheel-drive' - samochodem z napędem na 4 koła) po autostradzie z Melbourne na wschód. Ta autostrada jest zawsze zatłoczona. Wiem, bo dojeżdżałem nią do pracy. A że w Australii prawie wszyscy przestrzegają przepisów drogowych (jak jest sto na godzinę, to jest sto, a nie sto osiemdziesiąt), to jeździ się tam z użyciem 'cruise control'. To się chyba nazywa po polsku 'tempomat' - urządzonko utrzymuje stałą szybkość samochodu bez konieczności naciskania na pedał gazu. No i to urządzenie mu się zacięło. Nie mógł zwolnić, zatrzymać się, zahamować ani wrzucić biegu na 'neutral'. Nawet próbował wyciągnąć kluczyki i nic. Zupełnie jak w filmie 'Speed'. Wyrażenie 'perpetuum mobile' zyskało nowe znaczenie. Gość zadzwonił na nr alarmowy i powiedział, co jest grane. Policja stanęła na wysokości zadania, co też jest duuużo częstsze niż w Polsce, i pilotowała go po awaryjnym pasie autostrady, udzielając wskazówek, jak zatrzymać samochód. W końcu pas alarmowy się skończył i kierowca musiał zacząć jechać pod prąd!!! W tym momencie kobieta (!) na centrali w policji poradziła mu, żeby kopał w hamulce ile sił i zaciągnął rownocześnie ręczny. Poskutkowało. Gość, pewien, że żegna się z życiem, zamknął oczy. Słyszał tylko wizg opon po asfalcie, który trwał wieczność. Jak otworzył oczy, to jego samochód stał maska w maskę z samochodem stojącym na przeciwległym pasie. Wkrótce potem ambulans zabrał go do szpitala, bo był w stanie szoku.
Cała gonitwa trwała pół godziny!
Na zdjęciach szczęśliwy kierowca i autostrada, po której jechał. Nieszczęśliwy samochód to ford explorer. No fakt, już najstarsi górale mawiali, że 'ford gówno wort'.
Nie kupujcie fordów. Śledźcie australijskie media. Wyjdzie na zdrowie.
See you.
No comments:
Post a Comment