Miało być o kasjerkach.
Idę w Tesco kupić tylko wodę mineralną. Promocja. Woda dobrawa, dobra zresztą, po PLN 1.19. No to kupuję trzy. Podchodzę do kasy z wyliczonym 3.60. Podaję kasjerce.
- Panie, panie, co mi tu pan daje!
I zwraca mi 2 dinary serbskie, które łudząco przypominają złotówke. Cholera, po podróży do Serbii się zaplątała w portfelu. Głupio mi.
- Przepraszam, już daję złotówkę.
I podaję.
- Panie, to kosztuje pięć złotych siedem groszy.
Skołowany daję jej 5 zeta i mówię:
- Ale jak to, woda jest po 1.19 - pytam grzecznie.
- Ja nie wiem, po ile jest woda, mówię co mi kasa pokazuje.
Na pewno była po 1.19, myślę. Dałem jej te piątkę, ale 3.60 zabrałem, bo ciągle myślałem o tej cenie 1.19.
- Panie, jeszcze 7 groszy! - mówi natarczywy głos.
No to się wkurzyłem z deka. Daję jej 10 groszy. Pakuję wody do reklamówki. Pani podaje paragon i nie kwapi się z wydaniem reszty. No to moja kolej na upierdliwość.
- Proszę mi wydać 3 grosze.
- Już, już panu wydaję - natarczywy głos.
Wydaje mi 2 grosze i oznajmia:
- Więcej nie mam.
- Nie, ja chcę moje 3 grosze! - Upieram się.
- No to ma pan pięć! - Jakby mogła, to by mi je w twarz rzuciła.
- Dziękuję!
Biorę paragon i idę z powrotem sprawdzić, woda jest po 1.19. Wracam do kasy i mówię:
- Woda jest po 1.19, proszę mi oddać moje 1.50!
- Niech se pan idzie do obsługi klienta (to na drugim końcu hali), ja tego nie załatwiam.
W końcu po 20 minutach dostaję moje 1.50.
Ręce opadają, nawet jak ktoś nie miał do czynienia z miłą obsługą w sklepach w Australii.
Idę w Tesco kupić tylko wodę mineralną. Promocja. Woda dobrawa, dobra zresztą, po PLN 1.19. No to kupuję trzy. Podchodzę do kasy z wyliczonym 3.60. Podaję kasjerce.
- Panie, panie, co mi tu pan daje!
I zwraca mi 2 dinary serbskie, które łudząco przypominają złotówke. Cholera, po podróży do Serbii się zaplątała w portfelu. Głupio mi.
- Przepraszam, już daję złotówkę.
I podaję.
- Panie, to kosztuje pięć złotych siedem groszy.
Skołowany daję jej 5 zeta i mówię:
- Ale jak to, woda jest po 1.19 - pytam grzecznie.
- Ja nie wiem, po ile jest woda, mówię co mi kasa pokazuje.
Na pewno była po 1.19, myślę. Dałem jej te piątkę, ale 3.60 zabrałem, bo ciągle myślałem o tej cenie 1.19.
- Panie, jeszcze 7 groszy! - mówi natarczywy głos.
No to się wkurzyłem z deka. Daję jej 10 groszy. Pakuję wody do reklamówki. Pani podaje paragon i nie kwapi się z wydaniem reszty. No to moja kolej na upierdliwość.
- Proszę mi wydać 3 grosze.
- Już, już panu wydaję - natarczywy głos.
Wydaje mi 2 grosze i oznajmia:
- Więcej nie mam.
- Nie, ja chcę moje 3 grosze! - Upieram się.
- No to ma pan pięć! - Jakby mogła, to by mi je w twarz rzuciła.
- Dziękuję!
Biorę paragon i idę z powrotem sprawdzić, woda jest po 1.19. Wracam do kasy i mówię:
- Woda jest po 1.19, proszę mi oddać moje 1.50!
- Niech se pan idzie do obsługi klienta (to na drugim końcu hali), ja tego nie załatwiam.
W końcu po 20 minutach dostaję moje 1.50.
Ręce opadają, nawet jak ktoś nie miał do czynienia z miłą obsługą w sklepach w Australii.
Sam se skomentuje, ale wlasnie w australijskiej tv zobaczylem cos dokladnie takie samo jako antyreklame banku: kasjerka mowi 'ja sie nie zajmuje reklamacjami, idz sobie na drugi koniec sali...'. W polsce to ciagle standard...
ReplyDelete