Thursday 30 December 2010

Poradnik: jak się nie dać zjeść rekinowi

O rekinach pisałem już tutaj. Ale dziś najdłuższy (I mean scrolling down) post, jaki kiedykolwiek napisałem: jak oszukać rekina. To bajecznie proste - przestrzegaj dziesięciu poniższych zasad, jak dziesięciu przykazań. Nie robię sobie jaj, to naprawdę działa:

1. Zawsze pływaj z innymi ludźmi. Zwłaszcza jeżeli mogą być uznani za bardziej apetycznych od ciebie.




2. Nie pływaj w mętnej wodzie.




3. Nie pływaj ze zwierzętami domowymi. Szczególnie jeśli potrafią surfować, a ty nie.



4. Unikaj pływania z dala od brzegu, w ujściach rzek lub w kanałach nadmorskich.



5. Nie pływaj o zmierzchu ani w nocy. I nie oglądaj 'Szczęk' w basenie.



6. Atakuj. Spróbuj mu choć wybić oko.



7. Jeżeli ryby wokół ciebie zaczną zachowywać się dziwnie lub zaczną gromadzić się w stada - wyjdź z wody - nie powinieneś tam pływać.





8.Jeżeli zobaczysz rekina, wyjdź z wody po cichu. Nie krzycz.





9. Oddaj mu. Możesz spróbować strzelić go prosto w nos (exceptionally no racist context this time).





10. Zachowaj właściwe proporcje. Więcej ludzi na świecie umiera od ukąszenia pszczoły, niż w szczękach rekina.






No to do następnego.


Tuesday 21 December 2010

Merry Xmas everyone (Aussie style, naturally)!!!

Sunday 12 December 2010

Who was so clever to name them like that???



And now for something completely different: a post in English. For two reasons: first - because I can, second - just to check how the language influences the net traffic. I will repost it in Polish in a couple of days.

To the point:

A friend told me how he and his mates flew to South Africa to see soccer World Cup in June this year. They landed in Johannesburg and were to change airlines to fly to Pretoria or somewhere else - never mind. They saw their plane ... and their jaws dropped. The name of the airlines was One Time Airline. They did not know the name beforehand as it was a tour organised by a travel agency. Some of them started thinking of not flying with One Time Airlines, just not to tempt the fate. Finally they flew and there was a business as usual - no problems whatsoever.

But I wonder who was the genius who name them like that?

Your views will be appreciated.

Saturday 4 December 2010

15 lat bez wolnego weekendu

myspace comments


Właśnie wpadł mi w ręce, zupełnie przypadkiem, kawałek (dosłownie strzęp) polskiej gazety, określanej jako prasa plotkarska. W krótkim artykuliku niejaka pani Ewa Drzyzga chełpiła się, iż przez pierwsze 15 lat swojej kariery dziennikarskiej nie miała żadnego(!) wolnego weekendu. Często spała w biurze na podłodze(!), budziła się o 4:30 rano i w piżamie prowadziła radiowe serwisy informacyjne albo to, co tam jej akurat wypadło. Do dziś wspomina pierwszy wolny weekend, kiedy to mogła się poprzeciągać w łóżku i zaplanować wyprawę do kościoła (z tego fragmenu wnoszę, że pierwszy wolny weekend pani Drzyzgi ograniczył się li tylko do niedzieli).

No cóż, w Australii ten artykuł byłby opatrzony komentarzem: 'Na szczęście nasza rozmówczyni podjęła już leczenie psychiatryczne w zakładzie zamkniętym. Szkoda tylko, że 15 lat za późno'.  W PL-u to powód do dumy, przynajmniej w takim tonie sytuacja została przedstawiona.

Pamiętam, jak niedawno kolega z biura opowiadał o traumatycznych początkach swojej kariery księgowego w Sydney: '...i przysięgam na Boga, że codziennie byłem w biurze przed 8:30, rzadko kiedy kończyłem pracę przed 6 po południu, godzinną przerwę na lunch miałem tylko co drugi dzień i w sobotę do pracy musiałem przyjść przynajmniej raz na trzy miesiące.'

No fakt, w Sydney zdarza się, że ludzie harują jak woły. Ale pani Ewa Drzyzga i tak by się tam zanudziła na śmierć.

Cheers!